Menu
Odwiedziny...
Reklama
Wspomnienie z La Salette |
Redaktor: Administrator | |||||||||||
15.09.2007. | |||||||||||
Strona 2 z 9
Kiedy szczęśliwie zjechaliśmy z potężnej karkołomnej góry, pogoda zaczęła się psuć. Mieliśmy zamiar zwiedzić jeszcze Grenoble, lecz z powodu deszczu zrezygnowaliśmy ze spaceru po tej miejscowości i wróciliśmy do Firminy. Pytaliśmy potem młodzież o wrażenia z całego wyjazdu. Dla mnie ogromnym zaskoczeniem była opinia większości uczniów, że wycieczka do La Salette nie za bardzo im się podobała. Może nie czuli się pielgrzymami i woleli bardziej świeckie rozrywki niż pielgrzymowanie. Pani dyrektor była tym bardzo oburzona (choć oczywiście nie dała po sobie tego poznać) i postanowiła już nigdy z młodzieżą nie jechać do La Salette. A były jeszcze później trzy wymiany młodzieży z liceum Albert Camus. Mimo że zawsze sugerowałem, by jechać z młodzieżą do La Salette, to pani dyrektor nigdy więcej nie chciała o tym słyszeć. Oficjalnie mówiła, że młodzież nie jest zainteresowana takimi świętymi miejscami, lecz prawdziwą przyczyną takiej decyzji była zapewne niezwykle niebezpieczna trasa. Pamiętam, jak bardzo chciałem jechać z powrotem do Polski trasą przez Chamonix, a następnie przez położoną bardzo wysoko przełęcz na granicy francusko-szwajcarskiej. Trasa ta ze względu na trudne warunki (śnieg, oblodzenie) bywa zamknięta dla pojazdów nawet latem. Wiedziałem, że tamtędy nie możemy pojechać, ale przekornie marudziłem kierowcom o tej ciekawej trasie (pewnie tak samo jak pechowi pielgrzymi, którzy chcieli zobaczyć pomnik Napoleona) - na mapie była to przecież banalnie prosta linia. Pojechaliśmy inną trasą, a Chamonix (lecz oczywiście bez przełęczy) uczestnicy jednej z naszych wycieczek - już beze mnie - odwiedzili innym razem. Bardzo żałuję, że nie byłem na naszej pierwszej szkolnej pielgrzymce w roku 1991, a jednocześnie pierwszej wycieczce zagranicznej (jednej z pierwszych w Polsce, gdyż dawniej szkoły nie mogły wyjeżdżać za granicę) organizowanej przez szkołę. Wtedy dla nas - Polaków - wszystko na Zachodzie było niebotycznie drogie, lecz polskich pielgrzymów wszędzie przyjmowano bardzo serdecznie i gościnnie. Ci pierwsi długoszowi pielgrzymi zwiedzili wtedy Lourdes, Mariazell i inne sanktuaria europejskie. Jechali zdezolowanym autokarem (wówczas luksusowymi środkami transportu dysponowały tylko bardzo drogie biura podróży, np. Orbis), który obecnie prawdopodobnie nie zostałby zatwierdzony do transportu nawet na terenie Polski. Ale wszystko się udało super, bo nad naszymi pielgrzymami, także tymi, dla których świętość jest czystą abstrakcją, czuwa Boska Opatrzność. Oby w przyszłości tak było zawsze... Leszek Jabłoński |
|||||||||||
Zmieniony ( 15.09.2007. ) |
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|